Je termín Střední Evropa jen prázdným pojmem nebo má své reálné vyjádření? Tuto otázku na počátku své knihy klade její autor Aleksander Fiut, přední polský odborník na literaturu tohoto regionu. Právě rozborem děl polské a částečně i středoevropské literatury se snaží dobrat k svébytnosti Střední Evropy jako historického pocitu, který je determinován společnou dějinnou zkušeností.
Pod potężną władzę pozoru w znacznej mierze oddał nas gest odtrącenia.
Odtrąceni przez syty i zadowolony z siebie Zachód znaleźliśmy się w
dwudziestowiecznym piekle, którego dno mościły wspólnie totalitaryzm
nazistowski i sowiecki. Tej próbie niewielu udało się sprostać. Jedni starali
się demonizm totalitaryzmu intelektualnie okiełznać, szukając w przeszłości
historycznej źródeł kulturowej katastrofy, która go zrodziła, inni odprawiali
nad nim egzorcyzmy, jeszcze inni próbowali znaleźć z nim jakiś modus vivendi
albo wykorzystać do własnych, zwykle niecnych, celów. Ale kiedyś odtrąceni
odtrącamy – w znakomitej większości – wszelką odpowiedzialność za drążący
Europę kryzys. Uznajemy się za integralną część Europy, gdy mowa o wspólnym,
choć rozmaicie rozumianym dziedzictwie, przestajemy nią być, gdy chodzi o
współodpowiedzialność za jego zagrożenie i upadek. [...] Dlatego w bardzo
małym stopniu dochodzi do rachunku sumienia za żywe w dwudziestoleciu,
zwłaszcza u jego schyłku, sympatie dla faszyzmu, brak rozliczenia z
totalitarnymi elementami w polityce Polski sanacyjnej czy stosunkiem Polaków
do Zagłady. Zepchnięte głęboko w podświadomość poczucie współwiny pogrąża
świadomość zbiorową we mgle pozoru. Stąd brak rzetelnego rozliczenia się ze
współtworzeniem systemu totalitarnego. Stąd zastanawiająca nostalgia za PRL, a
także bezradność wobec słabnącej wagi polskiego katolicyzmu czy gubienie się w
rzeczywistości rządzonej przez majaki konsumpcji. Ze Wstępu
Oto dokonane dzieło. Gdyby tylko wiedzieli, za jaką cenę. Czy zgodziliby się?
Czy nie odwróciliby się z przerażeniem? Ale on, ten sprawca, miał kiedyś tylko
niejasne przeczucie, że podpisuje cyrograf. Naprawdę nie było chwili, kiedy
pióro, umaczane we krwi rozciętego palca, waha się przed podpisem i kiedy
jeszcze można powiedzieć: nie. () Co chciał Czesław Miłosz w tych słowach
zawrzeć, czego jeszcze inaczej wcześniej nie powiedział albo uznał za mało
trafne, niewystarczające, chybiające istoty? Dlaczego sięgnął po topos
cyrografu? I o kim tutaj mówi? O anonimowym twórcy, nazwanym sprawcą, czy o
sobie? Czytelników przyzwyczaił, że nierzadko wciela się w cudze postaci i
używa w wypowiedziach różnych form gramatycznych, byle zanadto się nie
odsłonić, starannie zachować dystans wobec samego siebie, ustrzec się przed
intymnymi wynurzeniami. Jeśli tak, to dlaczego znowu unika bezpośredniości
wyrazu? Przecież ton wypowiedzi świadczy wymownie, że sprawa może jego samego
dotyczyć! Co nim powoduje? Toczy jeszcze jedną grę z samym sobą czy wciąga w
nią innych? I do kogo przemawia? Kim są ci oni? Czytelnikami czy pisarskimi
współbraćmi? Innymi słowy, jak to wyznanie traktować? Jako prowadzony z
perspektywy dokonań, w faustowskim tym razem przebraniu osobisty rozrachunek
poety z własnym życiem i twórczością?
Miał swoich ludzi, dla których miał wiele twarzy. Z tymi ludźmi łączyły go
rozmaite rytuały i zmienne gesty, różne tony i style argumentacji. Miał też
obszary rozpaczy, które skrycie pielęgnował, swoje chwyty bliskości i odruchy
uniku, ścieżki odwrotu znane tylko tym, z którymi chciał uchodzić. Trzeba było
punktować celnie, choć nie zawsze wprost. Obcość, której doświadczał od
dziecka i którą rozpoznał dokładniej w 1968 roku, zazwyczaj działała
mobilizująco. Leonard Neuger dość wcześnie zrozumiał, że podwójne kodowanie
bywa kwestią przeżycia. Takim kodem stała się dla niego literatura, a
właściwie nierozerwalny splot literatury, interpretacji i przekładu.
Zamieszkał więc w tym wymiarze, a gdy przyszło mu się przemieszczać, niósł ze
sobą słowa i książki nie tylko jako materialne nośniki. Najbardziej zasadnicze
przesunięcie dokonywało się w języku, w perspektywie odczuwania tego, co
językowe.
Niepublikowane materiały archiwalne Czesława Miłosza, bogate, obszerne i
zróżnicowane, poza wszystkim raz jeszcze świadczą wymownie o rozlicznych
uzdolnieniach poety oraz jego umiejętności występowania ze swobodą w
wielorakich rolach, a także biegłego i swobodnego uprawiania rozmaitych
gatunków. Mnie najbardziej zafrapowały trzy utwory, w których toczący
pośmiertną grę z czytelnikiem poeta przesuwa figury czytelniczej percepcji i
wyobraźni w taki sposób, by pośrednio albo wprost wskazać na możliwości
odmiennego, zgodnego z jego intencjami odczytania przynajmniej niektórych jego
utworów. Pierwszy z tych tekstów, Historia londyńska, powstał w 1946 roku w
stolicy Wielkiej Brytanii, gdzie Miłosz zatrzymał się w drodze do Stanów
Zjednoczonych; drugi O Herbercie oraz trzeci, pod znamiennym tytułem Nie
powinienem był zostały napisane w Krakowie, pod sam koniec życia poety.
[fragment książki]